Fabryka Słów, Lublin 2010
Źródło grafiki - Empik
Fajnie jest dostać niespodziewany spadek. Jeszcze fajniej, jeżeli akurat jest się, zresztą nałogowo, bez kasy. Dodatkowy bonus, kiedy spadek otrzymuje się od osoby, która nie jest nam szczególnie bliska. Trochę gorzej, gdy tym spadkiem okazuje się chałupa na końcu świata, gdzie wrony zawracają. W przypadku redaktorki uzależnionej od Internetu, wyprawa w nieznane do wiochy, do której nie ma nawet porządnej drogi, a PKS dojeżdża raz dziennie do pobliskiej (bagatela, parę kilometrów) "metropolii" z jednym sklepem monopolowym, sytuacja wydaje się przesądzona. Taaa... przesądzona.... to teraz zacznijmy o przesądach. Dlaczego miejscowi żegnają się krzyżem, słysząc nazwisko , świętej pamięci, nieboszczki? Kim jest chowający się po krzakach blondyn w mundurze SS, o którym mieszkańcy nie maja pojęcia? Co robi w sypialni przedpotopowy, ale za to doskonale zabezpieczony, sejf? Skąd wziąć kasę na spłatę podatku od wzbogacenia?
Ostrzegam, nie wiem, czy książka ta nadaje się dla facetów. nie jest to typowa "literatura w spódnicy", romans co prawda jest, ale jakiś taki kulawy, akcja jak na pełnym morzu - straszna huśtawka, to pędzi na złamanie karku, to zatrzymuje się by obejrzeć widok za zakrętem, trup ściele się gęsto. Natomiast spora dawka metafizyki, ektoplazmy, czarownic, zaklęć, talizmanów i rozmów z duchami może niektórych odstręczać. Powieść napisana z dużą dawką humoru i erudycji, doskonałą znajomością języka, i to nie jednego (uwaga - brak tłumaczeń), przymrużeniem oka w kierunku czytelnika. Polecam
Ocena - 10/10
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz