sobota, 20 marca 2010

Sherlock Holmes

 Cóż, poprzedni wpis okazał się tak długi, że postanowiłam oddzielić je od siebie i podwyższyć statystyki :P
 obraz ze strony Wikipedii

Sherlock Holmes, reż Guy Richie

Zakochałam się :P I to od razu podwójnie. Od zawsze byłam fanką Sherlocka Holmesa, jako dziecko chłonęłam tajemnicę, jako nastolatka fascynowałam się ogromną wiedzą i erudycją detektywa, kiedy dorosłam doceniłam dowcip i niuanse stosunków pomiędzy bohaterami. Kiedy byłam mała, w telewizji leciał serial zatytułowany jakoś w rodzaju "Chłopcy z Baker's Street". Promował on obraz zblazowanego angielskiego gentlemana w płaszczyku w kratkę, koniecznie z pelerynką, kaszkiecie i z nieodłączną fajką, oraz jego podtatusiałego i przygłupiego kompana.

Film Ritchiego znacznie odbiega od takiego wzorca. Londyn przełomu wieków jest szary i brudny, przesycony atmosferą rozwijającego się przemysłu i potęgi techniki. Bohaterowie w równym stopniu polegają na broni palnej jak i swoich umiejętnościach sztuk walki, a po potyczce na powrót nakładają nienagannie wyprasowane palto i strzepują pył z cylindra. W tym otoczeniu nauka i potęga dedukcji ścierają się z czarną magią, wiarą i psychologią tłumu tworząc wizerunek iście steampunkowy. A brzmienie angielskiego akcentu to muzyka dla moich uszu :P

Tak jak w oryginale Conan-Doyle'a, Sherlock jest postacią główną, ale tutaj Watson nie jest ozdobą, lecz jego równorzędnym partnerem, w wielu aspektach dorównującym, lub nawet przewyższającym słynnego detektywa. Sama postać detektywa nie jest kopią, odwzorowaniem oryginalnego bohatera opowieści. Przeniesiony na ekran, nabiera wielu cech Jamesa Bonda, stając się bliższy współczesnemu odbiorcy. Zerwanie ze stereotypem zimnego i prawie bezosobowego angielskiego dżentelmena uwypukla wiele z jego wad - niefrasobliwość, niewrażliwość/pogardę dla uczuć innych, zakorzenione "kawalerskie" nawyki takie jak bałaganiarstwo, pijaństwo i gwałtowność, nie przesłaniają jednak typowej dla niego przenikliwości, dedukcji i inteligencji. Jednocześnie jednak czyni go bliższym odbiorcy, akceptowalnym i interesującym.

Postać Watsona jest tutaj idealną przeciwwagą dla poczynań detektywa. Podczas gdy Sherlock jest (zbyt)bezpośredni, brakuje mu wyczucia sytuacji i chwilami jest zwyczajnie gburowaty, Watson prezentuje nienaganne maniery. Gdzie Holmes jest niefrasobliwy i nieostrożny, doktor go asekuruje. Jako weteran wojenny jest on mistrzem walk, jego obecność pozwala Holmesowi skupić się na "pracy umysłowej" podczas gdy doktor rozprawia się z nasłanymi zbójami. Erudycją dorównuje on Sherlockowi, wielokrotnie naprowadzając go na odpowiedni trop, ale bezsprzecznie wierzy w inteligencję swojego partnera który gra pierwsze skrzypce.

Stosunki między oboma głównymi bohaterami są jednak znacznie bardziej skomplikowane. Historia rozgrywa się w momencie gdy Watson postanawia zmienić swój dotychczasowy tryb życia w związku z zaręczynami. Planuje on wyprowadzić się ze wspólnego mieszkania i ustatkować się, a zatem zrezygnować ze wspólnych niebezpiecznych wypraw. Natomiast Sherlock, czy to z potrzeby posiadania świadka swoich niezwykłych dokonań, czy też partnera do dyskusji, czy w końcu obrońcy wciąż go wplątuje w swoje niebezpieczne przygody, które niekiedy kończą się w areszcie. Przyjaźń obu mężczyzn wystawiona jest na ciężką próbę, niemniej jednak pod frakami kryją się w sumie wielkoduszne serca. Sytuacji nie ułatwiają kobiety - Maria, narzeczona Watsona, zostaje przez niego głęboko urażona na pierwszym spotkaniu, natomiast doktor nie ufa byłej kochance Sherlocka, włamywaczce Irenie Adler.

Koniec końców, zagadka zostaje rozwiązana, plany nikczemników udaremnione a Holmes w scenie finałowej może wykazać się swoimi talentami pokazując widzowi krok po kroku jak doszedł do swoich wniosków, a Wielki Zły zostaje ukarany. No, prawie, bo w cieniu wciąż pojawia się nemezis Sherlocka, nieuchwytny Profesor Moriarty.
Ogólna ocena - 10! Rzadko kiedy mam ochotę obejrzeć film ponownie od razu następnego dnia!

.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz