niedziela, 16 maja 2010
środa, 12 maja 2010
niedziela, 9 maja 2010
Nowe hobby
Taaa... mnie się chyba naprawdę nudzi... Na potrzeby zbliżającej się imprezy szkolnej wymyśliłam, że zrobimy punkt Body Artu - dziewczyny pomalują paznokcie, koleżanka będzie robić tatuaże henną a ja będę malować twarze. Pomysł był inspirowany prezentem jaki dostał Mateusz na święta - kredki do twarzy. Pierwsza wczesna próba była raczej mało udana - kredki rozprowadzają się z trudem, nie dają równego pokrycia powierzchni, nie maja czubka do rysowania cienkich linii. Efekt prób zimowych:
Ponieważ termin się zbliża, zaczęłam szukać w Internecie gdzie by tu można kupić jakieś bardziej profesjonalne farby do malowania twarzy, i przy okazji podejrzeć parę wzorów. Zauważyłam, że wszyscy malują farbami rozrabiając je wodą. Efekt używania kredek jako pałeczek barwnikowych, malowanie na mokro gąbką:
Zdecydowanie dużo łatwiej i dają równe pokrycie twarzy. Mam jeszcze 2 tygodnie na doskonalenie umiejętności :P ciekawe tylko, czy chłopcom się nie znudzi.
.
Ponieważ termin się zbliża, zaczęłam szukać w Internecie gdzie by tu można kupić jakieś bardziej profesjonalne farby do malowania twarzy, i przy okazji podejrzeć parę wzorów. Zauważyłam, że wszyscy malują farbami rozrabiając je wodą. Efekt używania kredek jako pałeczek barwnikowych, malowanie na mokro gąbką:
Zdecydowanie dużo łatwiej i dają równe pokrycie twarzy. Mam jeszcze 2 tygodnie na doskonalenie umiejętności :P ciekawe tylko, czy chłopcom się nie znudzi.
.
czwartek, 6 maja 2010
Grażyna Bąkiewicz - Bajki dla dorosłych
Kolejna pozycja książkowa:
Grażyna Bąkiewicz, "Bajki dla dorosłych"
Wydawnictwo MG
Właściwie nie pamiętam, czego oczekiwałam sięgając po tę pozycję w bibliotece. Przeleżała na mojej półce dość długo, czytana fragmentami w poczekalni czy na placu zabaw. Jest to zbiór 12 opowiadań z nutką fantastyki, tajemnicy, mistycyzmu. Trochę przypomina mi to opowieści o Alicji czy Krainie OZ, ale są to historie głównie o Polsce i ludziach. O ich dobrych cechach i przywarach, tęsknotach, marzeniach i żalach. Same opowiadania są różne zarówno w stylu, jak i tematyce. O ile pierwsze podobało mi się, kolejne odbieram jako banalne, płytkie i pełne uprzedzeń. Następne - średnie technicznie i przewidywalne, ale dwa kolejne bardzo ciekawie napisane, jedno nowoczesne i ironiczne, drugie nostalgiczne, z zaskakującymi zakończeniami. I tak do końca.
W niewielu opowiadaniach akcja jest dynamiczna, jest to raczej książka skłaniająca do refleksji nad sobą i otoczeniem, nad tym co było i co mogło by być. Daje się odczuć kobiece spojrzenie na świat autorki, a kreowane przez nią bohaterki, pomimo iż nie powalają głębią psychologiczną - w tak krótkich utworach trudno zarysować wiele cech - są wiarygodne. I tak cudownie normalne, codzienne, że mogły by chodzić po ulicach Łodzi jak każdy z nas.
Zdecydowanie nie żałuję, że tę książkę przeczytałam, i zapewne sięgnę jeszcze po kolejne pozycje tej autorki.
8/10
.
Grażyna Bąkiewicz, "Bajki dla dorosłych"
Wydawnictwo MG
Obraz pochodzi ze strony Autorki
Właściwie nie pamiętam, czego oczekiwałam sięgając po tę pozycję w bibliotece. Przeleżała na mojej półce dość długo, czytana fragmentami w poczekalni czy na placu zabaw. Jest to zbiór 12 opowiadań z nutką fantastyki, tajemnicy, mistycyzmu. Trochę przypomina mi to opowieści o Alicji czy Krainie OZ, ale są to historie głównie o Polsce i ludziach. O ich dobrych cechach i przywarach, tęsknotach, marzeniach i żalach. Same opowiadania są różne zarówno w stylu, jak i tematyce. O ile pierwsze podobało mi się, kolejne odbieram jako banalne, płytkie i pełne uprzedzeń. Następne - średnie technicznie i przewidywalne, ale dwa kolejne bardzo ciekawie napisane, jedno nowoczesne i ironiczne, drugie nostalgiczne, z zaskakującymi zakończeniami. I tak do końca.
W niewielu opowiadaniach akcja jest dynamiczna, jest to raczej książka skłaniająca do refleksji nad sobą i otoczeniem, nad tym co było i co mogło by być. Daje się odczuć kobiece spojrzenie na świat autorki, a kreowane przez nią bohaterki, pomimo iż nie powalają głębią psychologiczną - w tak krótkich utworach trudno zarysować wiele cech - są wiarygodne. I tak cudownie normalne, codzienne, że mogły by chodzić po ulicach Łodzi jak każdy z nas.
Zdecydowanie nie żałuję, że tę książkę przeczytałam, i zapewne sięgnę jeszcze po kolejne pozycje tej autorki.
8/10
.
Antyreklama
Ranting mode on.....
Jestem osobą dość wybredną. Nie ma to nic wspólnego ze współczesną komercjalizacją i snobizmem, nie reaguję na "markowe" rzeczy - pewno częściowo z przyczyny braku bodźców reklamowych. jeżeli kupuję rzeczy markowe, to dla ich jakości, a nie nazwy. Z ceną bywa różnie. Jeżeli płacę za coś drożej, to na pewno za jakość i wykonanie, a nie za "firmę", i oczekuję rozsądnej ceny - w końcu nie wszystko jest na lata i czasem jednak opłaci się kupić taniej coś gorszej jakości i wymienić po krótszym czasie. Nie reaguję alergią na napis "made in China", bo i tak wszystko produkowane jest w Chinach a tylko przepakowywane na zachodzie, i nie podejrzewam każdego produktu o zawartość co najmniej trucizn i pierwiastków radioaktywnych. Standardy te stosuję do wszystkich swoich zakupów z większą lub mniejszą skrupulatnością. Większą w przypadku produktów dla dzieci i zabawek.
Zabawka ma spełniać podstawowe wymogi atestu - bezpieczeństwo przede wszystkim, ma też być w miarę estetyczna, ale przede wszystkim dostosowana do wieku dziecka i rozwijająca jakieś funkcje rozwojowe a nie bawić się za dziecko. Od pewnego, dłuższego zresztą czasu popularne stały się drewniane puzzle-składanki w typie "szkielet dinozaura". Mnie osobiście one zbytnio do gustu nie przypadły, rzadko końcowa zabawka wyglądem przypomina oryginał, za wyjątkiem może właśnie szkieletów. Pewnie, kilka budowli czy statków wygląda imponująco na wystawie sklepu zabawkowego/modelarskiego, niemniej jednak do tej pory uznawałam, że Mateusz jest zbyt mały na takie zestawy, a ja za niego bawić się nie będę. Ostatnio jednak otrzymał w prezencie od wujka zestaw do złożenia jeepa.
Jakikolwiek atest bezpieczeństwa - brak. No cóż, w końcu to tylko kawałek sklejki, nawet jak klej jest trujący to przecież spał z tym nie będzie. Zabawka edukacyjna, wymaga myślenia i kształtuje sprawność manualną. Dobra, otwieramy i szukamy instrukcji. I tu - Zonk! Instrukcja wygląda tak:
No to tyle by było na temat pracy dziecka. No niech przynajmniej pomaga odrywać te fragmenty. Cała zabawka składa się z 2 arkuszy sklejki bardzo kiepskiej jakości - bardzo miękka i delikatna, drewno włókniste, pełne drzazg i rozpadające się na warstwy, elementy niedokładnie wycięte powodują odrywanie fragmentów sklejki. Mamo pomóż! No dobra, poradziłam sobie ze stegadonem, to zabawki nie złożę?! Dawaj, podwozie i 2 ściany boczne złożone.... następny element nie pasuje! Pilniczek do roboty! OK, teraz następne - nie trzyma się? Dawaj supergluta! Ooops, a ten element to ma być w drugą stronę.....
Skończyliśmy w połowie po 3 dniach prób i konsultacji z kuzynem, który dostał podobny model. W rezultacie uznaliśmy, że łatwiej będzie wystrugać nowy z kawałka drewna i (obydwa) wylądowały w koszu.
Krótko - nie brać nawet za darmo! Nie wiem, czy jest więcej firm produkujących podobne produkty, ale ponieważ nie można sprawdzić jakości wykonania bez rozrywania opakowania, wolę trzymać się z daleka od bubli. Szkoda, bo potencjalnie fajna zabawka.
Ocena - 0/10
.
Jestem osobą dość wybredną. Nie ma to nic wspólnego ze współczesną komercjalizacją i snobizmem, nie reaguję na "markowe" rzeczy - pewno częściowo z przyczyny braku bodźców reklamowych. jeżeli kupuję rzeczy markowe, to dla ich jakości, a nie nazwy. Z ceną bywa różnie. Jeżeli płacę za coś drożej, to na pewno za jakość i wykonanie, a nie za "firmę", i oczekuję rozsądnej ceny - w końcu nie wszystko jest na lata i czasem jednak opłaci się kupić taniej coś gorszej jakości i wymienić po krótszym czasie. Nie reaguję alergią na napis "made in China", bo i tak wszystko produkowane jest w Chinach a tylko przepakowywane na zachodzie, i nie podejrzewam każdego produktu o zawartość co najmniej trucizn i pierwiastków radioaktywnych. Standardy te stosuję do wszystkich swoich zakupów z większą lub mniejszą skrupulatnością. Większą w przypadku produktów dla dzieci i zabawek.
Zabawka ma spełniać podstawowe wymogi atestu - bezpieczeństwo przede wszystkim, ma też być w miarę estetyczna, ale przede wszystkim dostosowana do wieku dziecka i rozwijająca jakieś funkcje rozwojowe a nie bawić się za dziecko. Od pewnego, dłuższego zresztą czasu popularne stały się drewniane puzzle-składanki w typie "szkielet dinozaura". Mnie osobiście one zbytnio do gustu nie przypadły, rzadko końcowa zabawka wyglądem przypomina oryginał, za wyjątkiem może właśnie szkieletów. Pewnie, kilka budowli czy statków wygląda imponująco na wystawie sklepu zabawkowego/modelarskiego, niemniej jednak do tej pory uznawałam, że Mateusz jest zbyt mały na takie zestawy, a ja za niego bawić się nie będę. Ostatnio jednak otrzymał w prezencie od wujka zestaw do złożenia jeepa.
Jakikolwiek atest bezpieczeństwa - brak. No cóż, w końcu to tylko kawałek sklejki, nawet jak klej jest trujący to przecież spał z tym nie będzie. Zabawka edukacyjna, wymaga myślenia i kształtuje sprawność manualną. Dobra, otwieramy i szukamy instrukcji. I tu - Zonk! Instrukcja wygląda tak:
No to tyle by było na temat pracy dziecka. No niech przynajmniej pomaga odrywać te fragmenty. Cała zabawka składa się z 2 arkuszy sklejki bardzo kiepskiej jakości - bardzo miękka i delikatna, drewno włókniste, pełne drzazg i rozpadające się na warstwy, elementy niedokładnie wycięte powodują odrywanie fragmentów sklejki. Mamo pomóż! No dobra, poradziłam sobie ze stegadonem, to zabawki nie złożę?! Dawaj, podwozie i 2 ściany boczne złożone.... następny element nie pasuje! Pilniczek do roboty! OK, teraz następne - nie trzyma się? Dawaj supergluta! Ooops, a ten element to ma być w drugą stronę.....
Skończyliśmy w połowie po 3 dniach prób i konsultacji z kuzynem, który dostał podobny model. W rezultacie uznaliśmy, że łatwiej będzie wystrugać nowy z kawałka drewna i (obydwa) wylądowały w koszu.
Krótko - nie brać nawet za darmo! Nie wiem, czy jest więcej firm produkujących podobne produkty, ale ponieważ nie można sprawdzić jakości wykonania bez rozrywania opakowania, wolę trzymać się z daleka od bubli. Szkoda, bo potencjalnie fajna zabawka.
Ocena - 0/10
.
wtorek, 4 maja 2010
Engine of the Gods
Pomalowana Maszyneria. Fajny model, ciekawie zrobiony jest w ogóle cały stegadon - można go trzymać w częściach i złożyć z Engine albo bez, palankin też jest wyczepiany. Sam Engine chciałam, żeby wyglądał jakby miał włączoną jedną z mocy, stąd inny wygląd czerwonego kryształu w porównaniu z niebieskim i zielonym. Również pierwsza próba malowania Source Lightning. Wyszło w sumie lepiej na zdjęciu niż w realu. Sam ołtarz ma być z obsydianu, cieniowania zbytnio na zdjęciu nie widać bo się pokrywa z odbiciem światła :) Jak uda mi się zdobyć figurkę Tenehuiniego na Priesta to jeszcze na nim zrobię rytualnie wyrwane serce i krew>
.
.
sobota, 1 maja 2010
Starcie Tytanów
Obraz pochodzi ze strony Filmweb
Starcie Tytanów, reżyseria Louis Leterrier scenariusz Travis Beacham.
Jakoś tak ostatnio mam szczęście do filmów z Samem Worthingtonem :) Zastanawiam się, czy on w ogóle daje się ucharakteryzować na planie - cała banda Greków biega z dredami a on ciągle ostrzyżony na GI Joe. Ale Russel Crowe w "Gladiatorze" i tak miał lepsze nogi :P
Cóż, kolejny film typowo hollywoodzki, nacisk na szybkość akcji i efekty specjalne. Niestety (albo i nie) oglądałam film w wersji 2D, ale nie wiem czy zrobiło by to na mnie aż tak duże wrażenie jakiego oczekują producenci. Generalnie efekty jako takie nie przytłaczały filmu, były ważnym elementem fabuły a nie czystą popisówką speców od grafiki komputerowej. Jak powiedziała Pani Bileterka w kinie "efektów specjalnych to tam za bardzo nie ma, no w sumie są te potwory ale poza tym to niewiele". A potwory rewelacyjne! Nawet mechanika poruszania się nóg skorpiona podczas schodzenia z góry bardzo realistyczna, a już sceny z poruszającą się Meduzą zapierały dech w piersiach.
Fabuła czerpie z mitologii Greckiej tylko bardzo wybiórczo, znaczy się główny bohater jest synem Zeusa, wychowuje go rybak, zabija Meduzę i przy jej użyciu pokonuje morskiego potwora próbującego pożreć Andromedę. Cała reszta, włącznie z pomniejszymi opowieściami przy ognisku jest przeinaczona na potrzeby scenariusza. Główny bohater, półbóg, któremu do tej pory cuda się nie przydarzały, odrzuca dary swojego ojca i wyrusza by spróbować uratować świat przed spiskiem Hadesa. Zeus się oczywiście wtrąca, tak jak i cała plejada innych bogów i półbogów. Nie podobało mi się jedynie samo zakończenie, ten film nie uzasadnia happy endu.
Ogólnie tematyka filmu nie wnosi nic nowatorskiego, o ludziach negujących zależność od istot wyższych powiedziano już chyba wszystko, więc słuchamy wiązki standardowych banałów i utartych frazesów. Udekorowane obrazkami z podróży drużyny odważnych, aczkolwiek niezbyt dobranych, awanturników nie odwracają zbytnio uwagi ani nie rażą, komponują się z obrazami ludzi oddających za siebie życie w walce z wielu różnych powodów i wcale nie wszystkich szlachetnych. Postacie w większości są realistyczne, choć bez głębi charakteru, jednoplanowe, działające na zasadzie bodziec-reakcja, bez głębszych przemyśleń. Ale też nie są przedstawiani jako myśliciele i nie zatruwają innym życia przydługimi przemowami, lecz zwykli ludzie w niezwykłej sytuacji.
Podsumowując - film mi się podobał, choć nie należy do gatunku pamiętnych obrazów do których wraca się po latach. Dobre, lekkie kino akcji. Polecam, 7/10
.
Subskrybuj:
Posty (Atom)