niedziela, 20 czerwca 2010

Robin Hood

Robin Hood Ridleya Scotta

Nie zgodzę się z opinią publiczną, i z osobami powtarzającymi, ze to nie to samo, co "Gladiator". Tak, a niebo też już nie jest tak niebieskie i trawa tak zielona jak w mojej młodości.

Nie jest to Robin Hood jakiego znamy - właściwie jest to historia o przyszłym Robin Hoodzie. na plus tego filmu trzeba wymienić dobrze zrobione realia - stroje, sprzęty, chorągwie, wioskę. Oczywiście, to ciągle jest uatrakcyjnione na potrzeby filmu, ale już do zniesienia. To co rozczarowuje, to brak scen akcji - walk, strzelania, zasadzek. Ostatnia "bitwa" zrealizowana tragicznie, właściwie bardzo podobnie do obecnie realizowanych pokazów rycerskich - dziesięciu chłopa na krzyż okłada się płaskownikami, tylko chwilami przy ujęciach barek widać CTRL + C, CTRL + V, reszta niestety robi zbyt mało epickie wrażenie. Tym bardziej, że wcześniej na zgromadzeniu widać dużą ilość zebranych, a i szpiedzy donoszą, że król francuski prowadzi kilkutysięczną armię.

Pomimo tych niedociągnięć podobało mi się. Mogę iść jutro jeszcze raz.
10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz