piątek, 29 marca 2013

The Quest

(Poranek był wyjątkowo chłodny jak na tę porę roku, jednak na zamkowym dziedzińcu wrzało. Służba wykonująca swoje codzienne poranne czynności spoglądała w stronę grupy zgromadzonej w części gospodarczej. Wyprowadzone ze stajni i osiodłane pegazy czekały przed bramą, podczas gdy z  przylegającej do stajni dobudówki dochodziły ptasie wrzaski i całkiem ludzkie przekleństwa. Przez bramę w pełnym pędzie wyjechało kilku gońców oraz kawalkada wozów wypełnionych po brzegi sprzętem obozowym w asyście kilkunastu zbrojnych. Król miał co prawda lecieć w lekkiej asyście, ale nie każdego dnia będzie mógł gościć w odpowiednim dla monarchy zamku.

Po chwili z głównej wieży wyszła grupa rycerzy, wśród których posturą i śnieżnobiałymi włosami wyróżniał się obecny król Bretonnii, Louen Lwie serce. Skierował się on do stajni hipogryfa zaś towarzyszący mu rycerze zaczęli dosiadać przygotowanych do podróży pegazów. Gdy tylko wszedł do budynku ptasie skrzeki zmieniły się w coś przypominającego kocie pomruki - gdyby takie dźwięki mogły wydobywać się z zakrzywionego ptasiego dzioba. W budynku rozległ się dziwny, dwutaktowy tętent kopyt i na dziedziniec wyprysnął Beaquis w całej swej okazałości, wzbudzając lekki popłoch pośród ciżby gawiedzi i pałętających się po podwórzu psów. Majordomus i osobisty służący króla, stary Pierre skurczył się nieco, ale dzielnie skierował swoje kroki w stronę króla podając mu broń i okrycie. 
 - Lepiej okryj się ciepło,  panie, w górze będzie jeszcze chłodniej. A w kościach mnie łupie już drugi dzień, to i śnieg może spaść.
 - Dobrze wiesz, że radziliśmy sobie bez futer z gronostaja i złotogłowi, stary druchu. Dbaj o zamek aż wrócę. - Louen uśmiechnął się spinając błękitny haftowany płaszcz na ramionach i zakładając hełm. Bez ostróg hipogryf wyczuł gotowość jeźdźca i reagując na delikatne prowadzenie wodzy rozpostarł skrzydła i wydał kolejny,donośny okrzyk, jakby na powitanie szerokiego nieba. Kilkoma ruchami potężnych skrzydeł wzbił się wysoko, wyprzedzając znacznie drobniejsze pegazy, i poszybował w stronę  przeciwną do wschodzącego słońca.)

Co robią normalne gospodynie domowe o tej porze w Wielki Piątek? Raczej na pewno nie robią zdjęć żabom o długości 4 mm...

Skończony 5 edycyjny model króla Bretonni Louena Lwie Serce na wiernym hipogryfie o wdzięcznym imieniu Beaquis.  Zmiany w modelu w stosunku do poprzednich postów - król dostał szmatkę na lancy i  haft na płaszczu - z odległości 20 zm wygląda przyzwoicie, ale jednak jeszcze dużo pracy przede mną. Zaposiadłam się w końcu słoiczka Mithrill Silver i Polished Gold więc wszystkie metaliki dostały końcowe rozjaśnienia na krawędziach. Spieprzyłam miecz, ale już nie mam siły go poprawiać teraz. priorytetem jest gotowanie jaj :). Hipcio ma poprawioną nogę, pazury i zwashowaną nieco ciemniej paszczę. Co nieco się świeci bo nie lakierowałam jeszcze po użyciu inków. Skończyłam podstawkę na której wyrosły pnącza/korzenie oraz zamieszkała zielona żabka - gatunek trujący (jaskrawe czerwone plamki) więc nie zagrożony wyginięciem w krainie ropuchojadów. Miał być jeszcze ślimak, ale się zgubił a nie pamiętam skąd go wytrzasnęłam.






A że mówią, że wiara czyni cuda, to i doświadczyłam jednego. Mianowicie udało mi się dostać drug oryginalny metalowy trebuchet. Co prawda brakuje kilku części - kołowrotu, blokady i załogi, poprzednio sklejony był czymś paskudnym i zalany podkładem ale po dwóch wieczorach wyjętych z życiorysu udało się go doprowadzić do stanu względnej używalności. Nie wiem, czy zdążę go w niedzielę pomalować, i skąd wsiąść załogę, ale na wszelki wypadek wklejam zdjęcie zgłoszeniowe w podkładzie.


sobota, 23 marca 2013

The Beast

"Mistrz Jacques podniósł głowę zaalarmowany przez przeraźliwy skrzek dochodzący ze stajni.Westchnąwszy, odsunął księgi rachunkowe słysząc zbliżający się tupot stóp. Drzwi do komórki otworzyły się gwałtownie i stanął w nich rozczochrany i podrapany  młodzieniec trzymający się za krwawiącą dłoń. Łowczy ze zrezygnowana miną sięgnął do podręcznej skrzyni zawierającej zapas przygotowanych zawczasu szarpi. 
- Cóż to było tym razem, Pierre? -  zapytał, z wprawą opatrując rozoraną szponem dłoń. Mimo paskudnej rany chłopak nie wyglądał na przerażonego, wbrew przeciwnie, rozpierała go duma. 
- Jestem Jean, Pierre zrezygnował w zeszłym tygodniu. - odparł młodzieniec - Ale udało nam się, przycięliśmy i wypolerowaliśmy wszystkie szpony. Zwierzak jest gotowy.  

Wyszli z kantorka i skręcili w prawo. W dobudowany obok stajni pomieszczeniu znajdowały się boksy przeznaczone dla bardziej niecodziennych wierzchowców, w większości teraz puste. Największy z nich, i co najważniejsze,  oddalony od pozostałych zwierząt aby ich nie przerażać tak bardzo, przeznaczony był dla królewskiego ulubieńca, hipogryfa Beaquisa. Przenikliwe, czarne oko spoglądało na nich nieprzyjaźnie ponad przegrodą. Na widok wchodzących bestia wydała z siebie kolejny buntowniczy skrzek i częściowo rozpostarła imponujące skrzydła. Hipogryf nigdy nie przepadał za zabiegami pielęgnacyjnymi, a charakter wcale mu z wiekiem nie złagodniał. Jednakże dzisiaj prezentował się wyśmienicie. Wykąpany i wyszczotkowany, jego futro i ciemne pióra lśniły, choć wyraźnie widoczne były przebijające w kolorze siwe włosy. Bujna grzywa spadała na szeroką pierś. Potężny, zakrzywiony dziób błyszczał, tak jak wypolerowane, ale i przycięte do bezpiecznej długości szpony. Beaquis wyglądał równie strasznie i potężnie jak w czasach swojej bojowej chwały. 

Mistrz Jacques rzucił stojącemu obok młodzieńcowi monetę, którą ten schwycił rozpromieniony i już prawie niepomny swoich obrażeń. Była nadzieja, że w tym tygodniu nie wszyscy stajenni uciekną z zamku.
- Dobra robota. Zasłużyliście na wolny wieczór. Tylko mi się nie popić w karczmie, jutro z samego rana trzeba przygotować go do odlotu. - Westchnął, patrząc an nowy model uprzęży, już naoliwiony i przygotowany."

Skończyłam malować hipogryfa. Po drodze przeszedł kilka drobnych modyfikacji - golenie futra,  manicure - bo szpony miał po prostu karykaturalne, nawet jak na produkt GW, przeszczep piór :p w kilku miejscach, zmiana uprzęży i dodatkowo, gdyby kiedyś na którymś turnieju wymagano jednak WYSIWYG, dorobiłam mu "barding" w postaci płyt pancerza ochraniających klatę i tylne nogi.  Zdjęcia są jakie są, zamieszczam sporo więc może uda się na każdym zobaczyć jakiś element. Dopiero wrzucając zdjęcia zauważyłam cosia na lewej nodze, zaraz idę zobaczyć, mam nadzieje, że to tylko jakiś śmieć się na zdjęcie załapał...












środa, 20 marca 2013

The King


Potężny mężczyzna westchnął ciężko i odłożył przeczytany pergamin na rzeźbiony, dębowy stół. Ciężkim krokiem podszedł do lustra z polerowanego srebra i dokładnie się w nim przejrzał. Dworscy pochlebcy wciąż mu powtarzali, że prezentuje się niezwykle godnie. Taaak, godnie było odpowiednim słowem. Odpowiednim dla starca, którego jego oczy widziały w lustrze. Pomimo swego wieku wciąż górował wzrostem nad większością dworzan, a jego wyprostowana sylwetka nadal zdradzała niedźwiedzią siłę. Jednak ruchy nie były już tak elastyczne jak w czasach, gdy jako wędrujący rycerz przemierzał krainy starego świata, szaty były wyraźnie szersze w pasie a skronie i broda już nie przyprószone dystyngowaną siwizną lecz białe jak mleko. W lustrze widział starego człowieka, odwykłego od dni spędzanych w siodle z bronią w ręku, bardziej podobnego kupcowi czy dworskiemu miękkiemu urzędnikowi niż wojownika, postrach wrogów swego kraju. Znużony potarł twarz dłonią i odwrócił się do okna. 

Wiedział, że nie sprosta już swojej sławie na polu bitwy, nie zdobędzie nowych laurów aby je rzucić u stóp Pani. Wiedział też, że jego rycerze  nie będą chcieli po latach bezczynności, względnego pokoju i dobrobytu wyruszyć na wyprawę poza granice kraju jeżeli nie będzie im przewodził osobiście jak dawniej. Wiedział, że wróg tak potężny nie jest odległą groźbą i wszystkie dobre stworzenia muszą wspólnie stanąć do walki. Wiedział, że nie wróci z tej wojny żywy. Może tak będzie najlepiej. Może pora już odejść i pozwolić wykazać się młodym, a lepsza chwalebna śmierć na polu bitwy niż haniebna śmierć we własnym łożu jak jakiś podrzędny pisarzyna. Louen wezwał pokojowca.

 - Pierre, rozkarz aby stajenni przygotowali Beaquisa do wiosennego objazdu królestwa. Biorę ze sobą tylko oddział pegazów, i żadnych taborów. Wyruszamy za trzy dni. Przyślij też do mnie królewskiego skrybę z pieczęciami. Wieczorem przy wieczerzy niech się stawi komendant straży zamkowej, Hetman Koronny i Polny, oraz  Łowczy. I na trzewiki Pani, niech coś zrobią z paskami mojej zbroi, bo znów się skurczyły!




Oto dumny król Bretonni, Louen Leoncouer jak na razie dosiadający korka. Model bez zmian technicznych, zastanawiam się nad jakimiś flagami przy lancy ale nic się jeszcze nie skrystalizowało w głowie. Zdjęcia najlepsze jakie udało się wybrać :( Jestem dość zadowolona z błękitów i metalików, szczególnie, że moje stare farby się popsuły przez czas kiedy ich nie używałam i mam mocno ograniczoną paletę. I kiciuś na hełmie tez jest milusi. Miech bedzie do poprawy na samym końcu, po sklejeniu modelu, bo zawsze kończy się tym, że trzymam model za niego...










niedziela, 17 marca 2013

apdejt

Fireant domaga się regularnych raportów na temat tego, co się dzieje w ramach Malarskiej Aktywacji - no cóż, nie dzieje się zbyt wiele.  Model został posklejany i zaklajstrowane  szpary. Czekam ciągle na paczkę z farbami i chemią modelarską. Ćwiczę rzeźbienie futra - ciągle jeszcze mam nadzieję zrobić Hipciowi porządną grzywę i barding. Na króla położone bazowe kolory.


Stół wulkaniczny dostał pierwsza warstwę "podłoża" i utrwalacz.




wtorek, 12 marca 2013

Mistrzyni niedokończonych projektów

Mistrzyni niedokończonych projektów w akcji odsłona pierwsza. Rachunek sumienia tylko w temacie makiet:
 - pustynia czeka ciągle na kilka nowych makiet i skończone poprawki starych.
 - dżungla czeka, żeby na wiosnę wyrosła trawa, żeby skończyć 2 z 4 blatów i makiety "miejskie" oraz resztę z kompletu
 -  wieże z gipsowych klocków straszą niezakończonymi kondygnacjami jak budynki w Grecji
 - drzewka chwieją się bez podstawek
 - ......

Ale oto zapraszam do obejrzenia pierwszych etapów prac nad nowymi stołami do gry, przedstawiającymi wulkaniczne pustkowia Chaosu. W budowie konstrukcji cała chwała przypada koledze Spiętemu, który ma pewne braki w działaniu zmysłu estetycznego ale majsterkowiczem jest niezawodnym i szybkim.

Konstrukcja z kątowników sosnowych podtrzymuje i zabezpiecza styropian przed wykruszaniem i wyłamaniem w czasie transportu czy gry. A tak to wygląda z uformowanymi pęknięciami "płyt tektonicznych". niestety pracując z pamięci bez rysunku technicznego skopałam coś, i nie ma tak, że wszystkie blaty pasują do wszystkich jak w dżungli :(



,

wtorek, 5 marca 2013

Jego wysokość Louen Leoncoeur


Nieco spóźniony start w pierwszej rundzie, ale i tak nie mam wiele do zrobienia - w marcu malujemy jednostki ciężkiego wsparcia czyli maszyny i duże potwory, a takich w Bretonnii mamy dwie, i to licząc na wyrost - trebuchet i króla na hipciu. Trebka właśnie skończyłam malować, drugiego nie mam - zdobycie oryginalnego metalowego modelu graniczy z cudem, a chcę mieć obydwa w tym samym stylu. Pozostaje więc tylko hippogryf do malowania. Posiadam model z 5 edycji, nie grzeszący urodą, więc dojrzewał do tej pory w pudle. Jak na razie przeszedł kąpiel, manicure - pazury miał po prostu komiksowe - oraz golenie futra. Cała skóra była podziubana igiełką co miało oznaczać futro. Uznałam, że nie przypomina to ani sierści konia, ani lwa, i zeskrobałam. Przypiłowałam też zęby w dziobie i pióra na górnej części tułowia,  i jak dotrze przesyłka z GSem to spróbuję zrobić coś w stylu grzywy. Zastanawiam się też nad dorobieniem mu kropierza  ale nie będzie widać wtedy tych końskich nóg praktycznie. W każdym razie jakieś opancerzenie musi dostać  bo przy skrobaniu sierści nie uniknęłam uszkodzeń pasków uprzęży.

Oto Jego wysokość Louen Leoncoeur i jego wierny Beaquis w wersji nieco sponiewieranej przez życie.


poniedziałek, 4 marca 2013

Golden Dame MMXII

Dzisiaj dwa różne projekty i konkurs, ale wszystko ze sobą mocno powiązane. Dużo zdjęć.

Pierwszy z projektów to renowacja szafki. Dlaczego na blogu o modelarstwie zamiast robótkowym? Ano, sporo haseł wspólnych - zmywanie farby, szpachlowanie, bejcowanie - oraz przeznaczenie.  Od pewnego czasu całkowicie zaanektowałam jadalnię na potrzeby swojego burd... ekhm.. pracowni. Nie potrafię skupić się tylko na jednej "działalności" i szkoda mi czasu aby to sprzątać ze stołu/szafek/podłogi/każdej dostępnej płaskiej przestrzeni), oraz posiadam chyba nieskończony zasób rozpoczętych projektów które gdzieś trzeba przechowywać. Sposobu w jaki przez ostatnie lata przechowywałam w tym galimatiasie figurki nawet nie będę pokazywać żeby czyjegoś zawału nie mieć  na sumieniu. Kilka modeli miało swoje "display cases" ustawione między kolekcją filiżanek, ale mieściły się tam jedynie małe, niskie modele. Miejsca na popularną wśród modelarzy szklana witrynę nie mam i nie pasuje mi do wystroju. Już robiłam kilka przymiarek do samodzielnego wykonania półki od podstaw lub zlecenia jej w firmie, ale problem był z przednią szybą. Wymarzona szafka musiała spełniać kilka kryteriów - pasować do pozostałych mebli (robionych wg własnego projektu), posiadać regulację półek aby dostosować je do aktualnej zawartości - nie zawsze na wystawie są figurki), możliwość przenoszenia na miejsce wystawy oraz przede wszystkim małą głębokość bo wisi na ścianie przy której się chodzi. Sporo czasu minęło, nawet po drodze obejrzałam kilka modeli, ale to kolor nie taki, to wielkość, to cena ciężka do przełknięcia. I nagle znalazła się niejako sama, prawie idealna, choć w mało idealnym stanie :) Tadam, oto moja witrynka na figurki (o zawartości będzie za chwilę) jeszcze przed ostatecznym lakierowaniem, ale już używana. Prawda, że pieknie prezentuje modele?



Ostatecznym i ponaglającym bodźcem do poszukiwań odpowiedniej gablotki był konkurs organizowany przeze mnie w klubie Lewa Flanka przy okazji Dni Otwartych. Konkurs "Golden Dame" był organizowany już kilkukrotnie pod szyldem starego MKF-u przed jego uśpieniem i w tym roku postanowiłam tradycję reaktywować. Z efektów jestem bardzo zadowolona - pomimo że jedyną nagroda była tradycyjna statuetka "Golden Dame" udział w konkursie zgłosiło 16 malarzy z 23 modelami. 






Zwycięski model - walka na szczycie była bardzo wyrównana


A tu już zwycięzca ze statuetką


Sama statuetka też ma swoją burzliwą historię. Jest to model Finari  54 mm z firmy Reaper. Przyszła do mnie w fatalnej wersji, z dużą ilością nadlewek w nieciekawych miejscach, oraz bez tego odstającego kosmyka włosów z oryginalnego wzoru. To mnie akurat nie zmartwiło, bo nigdy mi się nie podobał. Natomiast dopiero po spodkładowaniu modelu zauważyłam, że ma on na głowie dziurę o średnicy ok 5 mm! Musiał się do formy dostać bąbel powietrza właśnie w miejscu tego kosmyka. Figs był już elegancko czarny, obawiałam się wiec, że reklamacja może nie zostać przyjęta, i zdecydowałam się model naprawić. Na szczęście rzeźba twarzy była nienaruszona, do rekonstrukcji było czoło i część włosów. Straciłam nieco zapału dla tego projektu i postał sobie na półce czekając na standardową "ostatnią chwilę". Dawniej wszystkie  statuetki "Golden Dame" były malowane po prostu na złoto, ewentualnie a jakimś washem, ale model podobał mi się na tyle, że postanowiłam go pomalować normalnie. I byłam całkiem zadowolona z drewna na tarczy, twarzy i nawet oczu, aż przyszło do malowania zbroi. Srebro/stal wyszło tak sobie, ale kiedy sięgnęłam po słoiczek złotej farby, okazało się, że jest zepsuta. niestety  okazało się już na modelu, kiedy radośnie rozpłynęła się po całości, zachowując się jak wash :/ Koniec końców, bo czas sie kurczył i nie było kiedy zmywac wszystkiego i robic od nowa, zdecydowalam się na cąłości położyć kilka warstw mojego najnowszego glejza, i tak otrzymałam Złotą Damę widoczną na poniższym zdjęciu.